02.10.2020
Fourier był wizjonerem, choć za życia dość powszechnie uważano go za szaleńca. Jego obsesją, wręcz natręctwem było uszczęśliwienie ludzkości. Dorastał w epoce oświecenia, odrzucał więc religię i wizję życia pośmiertnego. Swój raj chciał stworzyć na ziemi i dla żywych. Co istotne – dla wszystkich. W jego czasach, a więc u schyłku XVIII wieku, wiele zmieniło się w kwestiach filozoficznych, gospodarczych czy technologicznych, ale pod względem społecznym ludzie wciąż żyli w średniowieczu, a piętrowa struktura społeczna – z królem, szlachtą i pogardzanym plebsem – była niemal identyczna jak tysiąc lat wcześniej. I to w niej właśnie Charles Fournier upatrywał źródeł wszelkiego nieszczęścia.
Urodził się w 1772 roku, ale więc w odpowiednim momencie, by w dorosłym już wieku obserwować Wielką Rewolucję Francuską. Było to jedno z najważniejszych wydarzeń w dziejach Europy, bo pokazało, że prosty lud jest w stanie obalić za jednym zamachem i monarchię i Kościół, a więc dwie instytucje, które towarzyszyły ludzkości od zawsze i wydawały się nienaruszalne. Ale pokazało też mroczną stronę ludzkości. Rewolucja zawsze jest jakimś rodzajem zemsty i uwalnia najniższe, najbardziej brutalne ludzkie instynkty. Rewolucyjnym przywódcom ślepa furia tłumu jest potrzebna, bo stanowi fizyczną siłę, której nic nie może się oprzeć. Ale jednocześnie jest bronią obosieczną i nad raz uwolnioną furię trudno później kontrolować. Nawiasem mówiąc doskonale opisał to zjawisko francuski socjolog i psycholog Gustave Le Bon w książce „Psychologia tłumu” – gdzie wykazał, że tytułowy tłum przestaje być po prostu sumą zgromadzonych w nim jednostek, a staje się odrębnym bytem kierującym się pierwotnymi i bardzo zwierzęcymi instynktami. Łatwo wskazać mu cel, ale nie sposób nim kierować.
Fourier widział to na własne oczy, a nawet sam cudem uniknął ścięcia na gilotynie. Lekcja, jaką z tego odebrał była taka, że należy robić nie rewolucję, lecz ewolucję. I gdzieś pod koniec XVIII wieku zaczął opracowywać swój szalony, cudownie utopijny plan zbawienia świata. Jego podstawą było całkowite równouprawnienie wszystkich ludzi. Struktura społeczna miała być w jego wizji nie pozioma i hierarchiczna, lecz pionowa – jedyne co dzieliło ludzi to typy osobowości. W swoich obserwacjach i obliczeniach wyselekcjonował 810 takich typów, które dobrane w pary tworzyłyby społeczność idealną. Wymyślił więc, że świat powinien składać się z ze stosunkowo niewielkich, samowystarczalnych osad, zamieszkiwanych przez 1620 osób. Według jego projektu wzorcowy Falanster – jak nazwał te osady – przypominałby formą pałac wersalski, a oprócz miejsc pracy i wypoczynku, znajdowałyby się w nim tereny rolnicze, warsztaty rzemieślnicze, ale też miejsca kultury i kultu. W kwestii wary, każdy mógł wierzyć w to, co chciał.
Brzmi to niemal jak idealna definicja utopii i istotnie ostatecznie idea Falansterów utopią się okazała. Ale była też czymś znacznie więcej i w zasadzie to właśnie ona ukształtowała mentalność ludzi XX i XXI wieku. Przykładowo – to właśnie Fourier wymyślił feminizm, nie tylko jako ideę, ale nawet samo słowo. Był radykalnym zwolennikiem pełnego i bezwarunkowego równouprawnienia wszystkich ludzi, bez względu na płeć, kolor skóry, wiarę czy cokolwiek innego. Mało tego. Był przeciwnikiem instytucji małżeństwa, nad którą przedkładał wolną miłość – co czyni go prekursorem idei hippisów i ich współczesnych epigonów. Gdyby Fourier żył dziś, byłby też z pewnością wrogiem korporacyjnych układów pracy. Uważał, że ludzie powinni pracować zgodnie z predyspozycjami swojej osobowości, a więc tak, by praca sprawiała jednocześnie przyjemność. Słusznie zauważał, że taka właśnie praca jest nie tylko najprzyjemniejsza dla pracownika, ale też najbardziej wydajna i najlepsza jakościowo.
Do swojej idei Fourier usiłował przekonywać koronowane głowy ówczesnej Europy, a wśród jego entuzjastów był nawet cesarz Napoleon III. Bezskutecznie jednak. Dopiero po jego śmierci w 1837 roku jego wizję zapłodniły ideologów socjalistycznych z Karolem Marksem na czele, przywódców Komuny Paryskiej, stały się też popularne w kręgach rewolucyjnych ruchów niepodległościowych w drugiej połowie XIX wieku. Ze szczególną siłą oddziałały jednak na wyobraźnię artystów. Także polskich. Dość wspomnieć, że w tworzeniu Falansteru w USA, w okolicach Dallas, zaangażowała się jedna z najwybitniejszych aktorek tamtych czasów Helena Modrzejewska, która wychowywała tam przez pewien czas syna Rudolfa, który zostanie wkrótce autorem pomysłu „wiszących” mostów i największym ich budowniczym w Stanach. W ideę tworzenia tej osobliwej komuny zaangażowani byli także Henryk Sienkiewicz, Stanisław Witkiewicz, malarz Lucjan Paprocki i również malarz, ale koniec końców święty kościoła katolickiego Adam Chmielowski.
I chociaż Falanstery takie jak wymyślił to Fourier w zasadzie nie istnieją, idea tego rodzaju komun odżywa niemal w każdym pokoleniu. Dlaczego? Można odpowiedzieć słowami wielkiego filozofa Karla R. Poppera z jego pracy „Utopia i przemoc”. Pisał w niej: „Urok utopii wyrasta z niemożliwości uprzytomnienia sobie, że nie jesteśmy w stanie uczynić z ziemi nieba”.
Wojciech Lada
Polecane przez nas
https://ukorzeni.pl/ciekawostki/dracena-czego-czlowiek-moze-nauczyc-sie-od-malpy/
Nasza grupa społecznościowa
https://www.facebook.com/groups/549146312603349/