Nasi przodkowie stosowali go do leczenia najczęściej pojawiających się chorób. Obecnie jego cudowne działanie lecznicze uważane jest za efekt placebo. […]
05.05.2021
Ziołolecznictwo w średniowieczu i jakie zioła pomagały dawnym Polakom? Marcin z Urzędowa był barwną postacią na mapie Polski XIV wieku. Uzyskał tytuł doktora medycyny, święcenia kapłańskie, wykładał filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Przede wszystkim jednak interesowały go rośliny, a konkretnie możliwość ich zastosowania w medycynie. Ziołolecznictwo w średniowieczu było stosowane na co dzień.
Dlatego też Marcin wszystkie wolne chwile spędzał na wędrówkach po, pięknych skądinąd, okolicach Urzędowa i Sandomierza, zbierał zioła, rozmawiał z wiejskimi znachorami i przez całe życie przygotowywał monumentalne dzieło, które jednak ukazało się już po jego śmierci, w 1595 roku.
„Herbarz Polski, To jest o przyrodzeniu Ziół z Drzew Rozmaitych, z Inszych Rzeczy do lekarstw należących, Księgi Dwoje…” był pierwszym polskim zielnikiem. Ale nie tylko. Był pierwszym dziełem napisanym przez Polaka, w którym była mowa nie tylko o zdrowiu, ale też o higienie. W wersji, rzecz jasna, bardzo ekologicznej.
Jeśli chodzi o mężczyzn, najważniejszą radą jakiej udzielał im kanonik Marcin dotyczyła łysienia. Chcąc je skutecznie powstrzymać, należało mianowicie wcierać w skórę głowy sok aloesowy, skuteczne były podobno także utłuczone nasiona rzeżuchy wodnej (rukiew wodna). Nie wiadomo, jak to działało, ale recepta ta brzmi lepiej niż ta sporządzone przez pokolenie młodszego Szymona Syreńskiego. Na łysienie zalecał on okłady z opalonego i zmielonego chleba jęczmiennego, zmieszanego z niedźwiedzim sadłem lub sokiem z ruty.
Jeżeli jednak łysienie nieubłaganie by się pogłębiało, mężczyzna mógł, a nawet powinien zadbać o pozostałe elementy owłosienia, a więc brodę i wąsy. W tym przypadku autor zalecał dokładnie to samo, co kobietom: mycie ich wywarem z ćwikły lub złotogłowiu. Ten ostatni jest zresztą dość ciekawy, bo w symbolice ludowej i to od głębokiej starożytności, złotogłów symbolizuje śmierć i sadzono go często na cmentarzach. Cenną poradą dla pań były ziołowe sposoby farbowania włosów. W zależności od preferowanego odcienia, Marcin z Urzędowa proponował wywary z bluszczu, liści bukowych, cyprysowych, lnu, mirtu lub szałwii.
Doktor Marcin miał też cały pakiet porad dla kobiet, w kwestii higieny twarzy. Należało ją nie tylko myć wodą, ale doskonałe efekty dawało także robienie okładów z krochmalu, który „jagody na licu zgrubiałe i zatwardziałe odwilża i odmiękcza”. Wszelkiego rodzaju krosty i wypryski należało zwalczać mieszanką miodu i cynamonu, przecierając twarz olejem z konopi lub sokiem z cebuli zmieszanym z octem.
Standardy ówczesnej piękności nie przewidywały miejsca na piegi, które – jak uważano – nieznośnie szpecą najładniejsze nawet rysy. Nic też dziwnego, że Marcin poświęcił ich spędzaniu bardzo wiele miejsca. Skuteczny był jego zdaniem sok z kapusty, który można było stosować wymiennie z krochmalem. „Kapusta oblicze i płeć zeszpeconą wyczyszcza i piegi spędza sokiem pomazując” – pisał. Dobre efekty dawały też podobno okłady z krwi zająca, wody morskiej, soku z rzodkwi lub mąki pszennej zmieszanej z octem winnym.
Dla obu płci, doktor Marcin miał też szereg zaleceń, odnośnie higieny zębów. Aby uniknąć nieprzyjemnego zapachu z ust, należało płukać je regularnie octem lub oliwą, wymieszanymi z mirrą, solą i szałwią. Ten sam wywar pomagał podobno również na choroby dziąseł, zmniejszając ich wrażliwość i likwidując stany zapalne. Na bóle zębów z kolei doskonale robił olejek przygotowany z „zębowego ziela”. Nie do końca wiemy o jaką roślinę tu chodzi, ale w grę wchodzą prawdopodobnie tymianek, rumianek lub mięta. Pomagały też podobno leki spreparowane z mirry, tamaryszku i glistnika jaskółcze ziele. Warto było spróbować. W tamtych czasach alternatywę stanowiła ekstrakcja bolącego zęba dokonywana przez kowala.
Wojciech Lada