21.11.2020
Bagieu ma 38 lat, francuski paszport, burzę rudych włosów, ukończoną animację na École nationale supérieure des Arts Décoratifs i względnie skromny dorobek komiksowy, który przyniósł jej już jednak wyróżnienie w Angouleme oraz nagrody Harveya i Eisnera. Za każdym razem honorowano ją w związku z innym jej dziełem, ale najszerzej chyba kojarzony Eisner został przyznany za amerykańską edycję przetłumaczonych na jedenaście języków „Tupeciar”.
Autorkę irytowała znikoma jej zdaniem rola kobiet w historii komiksu. Na zagadnienie patrzyła zresztą szerzej, wskazując chociażby na niedobór kobiecej sztuki w salach wystawowych Luwru. Postawiła na działanie i – dzięki współpracy z portalem gazety Le Monde – traktujące wyłącznie o zmieniających (na wiele różnych sposobów) świat kobietach „Les Culottées” stały się publikowanym co tydzień, komiksem internetowym. Gdy w końcu trafiły na papier w dwóch tomach, pierwszy sprzedał się w 75 tysięcy egzemplarzy, zaś anglojęzyczne tłumaczenie podbiło świat. Tu brawa dla naszej fundacji Bęc Zmiana, bowiem zakupiła tytuł jeszcze zanim stał się tak „duży”. Obydwie części dzielą dwa lata, niemniej na chwilę obecną mamy „Tupeciary” w komplecie.
Za co należy je cenić? Zaczniemy od rysunków. Tradycyjny, ołówkowy styl z miękką linią nasuwa na myśl poczciwą, starą szkołę, prasowych ilustratorów sprzed dekad, ale autorka o kolorze myśli nowocześnie, zestawieniom barw daleko do klasyki. Z pełnowymiarowych, malarskich, choć wyraźnie już korzystających z dobrodziejstw grafiki komputerowej ilustracji podsumowujących opowieść o każdej z bohaterek można by śmiało zrobić dobrą wystawę (zagranicą powstał kalendarz). Czaruje poczucie abstrakcji ,troska o detal, zróżnicowanie styli i cóż, znowu kolory, tym razem naprawdę oszałamiające. W historiach są zaledwie cztery na każdą, trzeba się trzymać siatki 3×3, tu można było poszaleć. I to fenomenalnie wykorzystana szansa.
To, że na wyczuciu estetyki Bagieu można polegać, to żadna niespodzianka. Nie wiem, czy ważniejsze nie jest to, jak dobrze opowiada. Pokazała to już w „California Dreamin;”, biografii Mamy Cass ze słynnego zespołu The Mamas & The Papas, jednak to wyżej podniesiona poprzeczka. Tematy bywają trudne, bohaterki bywają nie tylko lekceważone i traktowane protekcjonalnie, ubezwłasnowolnione w związku ze statusem, rolą społeczną, konwenansem, podejściem do płci, ale też więzione, bite, gwałcone, nawet cięte maczetami na kawałki. Autorka nigdy nie epatuje w kadrach okrucieństwem, nie krzyczy w perfekcyjnie wyważonej, stonowanej narracji. Język jest prosty, dosłowność zastępują czytelne symbole, imponuje – zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę srogie obostrzenia czasowe – selekcja faktów i precyzja puenty. A przede wszystkim humor, błyskotliwy i pełen ciepła. Pisałem przed chwilą o okropieństwach, jednak nie zawahałbym się przed wręczeniem komiksu 10-letniej córce, 30-letniej partnerce i 60-letniej mamie.
Pochwalić trzeba szerokość spojrzenia Bagieu. Chińską cesarzową z VII wieku od niespełna pięćdziesięcioletniej w chwili obecnej aktywistki z Liberii dzieli zaledwie kilkanaście stron. W jednym momencie czytamy zupełnie romantyczną historię o holenderskiej arystokratce Josephinie van Gorkum, w drugiej mikro-kronikę wojowniczki plemienia Apaczów Lozen. Druga, właśnie wydana część traktuje o „tłumaczce zwierząt Temple Grandin, raperce Sonicie Alizadeh, sportsmence Cheryl Bridges, racjonalnej utopistce Thérèse Clerc, autorce i kompozytorce Betty Davis, dziennikarce Nellie Bly, królowej bandytów Phulan Devi, gwiazdach rocka The Shaggs, wulkanolożce Katii Krafft, adwokatce Jesselyn Radack, aktorce i wynalazczyni Hedy Lamarr, aktywistce Naziq al-Abid”. miniaturzystce zbrodni Frances Glessner Lee, astronautce Mae Jemison, oraz miłośniczce i kolekcjonerce sztuki współczesnej Peggy Guggenheim”.
Ciekawy jest wątek ingerencji w komiks. W wydaniu przeznaczonym na rynek amerykański zakryto piersi Josephine Baker. Dla Anglosasów wątek gwałtu dokonanego przez męża na Phulan Devi to był za dużo jak na formę kojarzoną (stereotypowo!) z młodym odbiorcą. Bagieu w wywiadzie dla The Beat opowiadała o tym, że przy polskim wydaniu naciskano na rezygnację z wątku Clerc i aborcji. Tu jednak Francuzka zaprotestowała tłumacząc, że normy kulturowe to jedno, ale ideologia drugie: „Zwłaszcza teraz ludzie muszą zobaczyć jak wygląda rzeczywistość podziemia aborcyjnego, by zrozumieć”.
Zapytana o tę sprawę Bęc Zmiana informuje, że naciski w sprawie wątku aborcyjnego nie miały miejsca i żadne zmiany – czy to w pierwszym, czy w drugim tomie – nie zostały przez wydawnictwo zaproponowane, ani tym bardziej wprowadzone. Bogna Świątkowska z BZ tłumaczy, że do dysponującego prawami Gallimarda wcześniej zgłaszali się rodzimi wydawcy i ze strony jednego z nich rzeczywiście padła taka propozycja. Wtedy Polakom odmówiono, na czym Bęc Zmiana koniec końców skorzystała. Francuzi przeprosili za niefortunny brak precyzji w wypowiedzi Bagieu.
Clerk to bohaterka drugiej części, jednak już pierwsza nawiązała przypadkowy kontakt z naszą rzeczywistością. Niedawno działaczka antyaborcyjna Kaja Godek posłużyła się cytatem z „Muminków”. Gdyby przeczytała „Tupeciary”, wiedziałaby, że ich twórczyni, Tove Jansson, korzystała z konwencji, by opowiedzieć co nieco o swoim życiu, na przykład homoseksualizmie. I że wolność wyboru była dla niej kluczowa. Polka nie naraziłby się tym samym na ripostę z oficjalnego, prowadzonego przez fundację konta Muminków. Profesor Rzepliński powinien z kolei zapoznać się z historią Agnodice, ateńskiej „ginekolożki” i antyczną „hołotą”. Wiedziałby, że z rozwścieczonymi, pozbawionym praw kobietami się nie walczy i ich nie obraża.
Marcin Flint
Polecane
https://ukorzeni.pl/ciekawostki/kto-ma-najlepszy-rapowy-wehikul-czasu-ed-piskor-wsiadac/
Nasza grupa społecznościowa
https://www.facebook.com/groups/549146312603349/